wtorek, 19 sierpnia 2014

9. Kanapki.


Nie sztuką jest rwać kwiat,
sztuką jest go zasiać.


Dean i Cas jeszcze nie wrócili z pralni, więc Sam postanowił samodzielnie zająć się ich, swego rodzaju, gościem. Zdziwił się, gdy zobaczył Lucyfera, ponieważ nie do końca przyzwyczaił się do jego obecności. Na twarzy, którą widział w swych najgorszych koszmarach, która nękała go codziennie kilka lat temu, teraz malował się lekki uśmieszek. Postanowił poświęcić chwilę, by mu się przyjrzeć.
Nick – obecne naczynie archanioła – do najmłodszych nie należał. Średni wiek to dobre określenie. Lecz brzemię, które dźwigał Rogaty, skutecznie odznaczało się w postaci ciemnych worków pod oczami. Oprócz widocznego zmęczenia w ogóle się nie zmienił od swojej pierwszej wizyty we śnie Winchestera. I nie posiadał już plam z wypalonej skóry na całym ciele, przez co wyglądem przestał przypominać Diabła. Sam strasznym go nazwać nie mógł. W zasadzie nie wyróżniał się z tłumu zwykłych ludzi; wysoki, lecz wciąż niższy od niego o niecałe cztery cale, dobrze zbudowany blondyn ubrany w okropną flanelę.
Kto by się spodziewał, że pod tą zwyczajną pokrywą niegdyś znajdowała się błyszcząca łaska. Łaska Porannej Gwiazdy, anioła przynoszącego światłość i blask, jedna z najjaśniejszych, a zarazem najpotężniejszych w całym istnieniu. Łaska, która wygasła.
Nawet według Sama to było przykre. Jeśli chce się patrzeć na Lucyfera jako archanioła, nie pana Podziemi, trzeba zrozumieć tragedię jego upadku. Wygnany z Raju przez własnego Ojca, przez starszego brata okrzyknięty mianem "potwora", skazany na samotną tułaczkę po najciemniejszych, najobrzydliwszych zakamarkach Piekła. Winchester nie chciał go usprawiedliwiać, nie miał tego w swoich planach, ale on na miejscu Lucyfera także by się zdenerwował. Może nie na taką skalę, jednak nie zostawiłby tego bez prób wyjaśnienia. Niechęć do oddania hołdu ludziom, do czczenia ich – tych nędznych kreatur – bardziej niż Stworzyciela wszystkiego, miała skończyć się wiecznością w Klatce? Nie fair.
Oczywiście nie tylko to przyczyniło się do jego wypędzenia. To Lucyfer jest odpowiedzialny za pierwszy grzech. To Lucyfer nasłał węża, który pokusił Ewę. No dobrze, za coś takiego można pożegnać się z Niebem i przywitać z Piekłem. Łowca przeklinał swą empatię i racjonalne myślenie. Przecież, gdy Szatan został już bez nadziei, skończyły mu się wszelkie argumenty, musiał posunąć się do tych bardziej radykalnych opcji. Chciał pokazać Bogu, że człowiek nie zasługuje na nieśmiertelność spędzoną w Raju, że człowiek zawiedzie, że wady człowieka są bardziej liczne niż jego zalety, że człowiek zdradzi zaufanie przy pierwszej lepszej okazji.
– Gdzie się znajdują nasi bracia? – Sam aż podskoczył słysząc jego słowa. Na śmierć zapomniał, że miał towarzystwo. – Jeśli mogę spytać.
– Pojechali do pralni, większość ubrań jest już brudna, więc... – zawiesił zdanie, wierząc, że Lucyfer zrozumie.
– Wy, ludzie, jesteście obrzydliwi – skomentował jedynie i zrobił krok w kierunku łowcy.
– Nie zapominaj, że teraz jesteś jednym z nas. – Winchester uśmiechnął się kpiąco pod nosem.
– Jak mógłbym zapomnieć, gdy wszystko w moim naczyniu mi o tym przypomina?
– W naczyniu...? Chwila, chodzi o twój organizm? – spytał zaciekawiony. Gdy w odpowiedzi otrzymał nieśmiałe kiwnięcie głową, wstał powoli z krzesła. – Co czujesz? To znaczy... co czujesz?
– Irytację, to na pewno – powiedział i postukał palcem wskazującym po dolnej wardze, wpatrując się w sufit, najwidoczniej coś kontemplując. – Mój żołądek wydaje się być inny niż zazwyczaj.
Sam zmarszczył brwi, lecz po krótkiej chwili zrozumiał.
– Jesteś po prostu głodny – skwitował.
– Tak, świetnie wiedzieć, a jest na to jakaś rada? – spytał sarkastycznie.
– Musisz coś zjeść.
Wspomniana irytacja Diabła powoli wpełzła na jego, wcześniej znudzoną, twarz.
– Sammy – archanioł odezwał się cicho. Winchester skrzywił się słysząc zdrobnienie swojego imienia. – Jestem świadom, że dla ciebie, człowieka z trzydziestojednoletnim stażem, te ludzkie bzdury są naturalne, ale dla mojej łaski, od kilku tygodni duszy,  jest to wszystko zupełnie obce. Nie żądam od ciebie pomocy, dano mi do zrozumienia, że nie mam do tego podstaw, jednak naiwnie licząc na wybaczenie mam nadzieję, że otrzymam chociaż drobne podpowiedzi do zabawy "Jak mam żyć". Od wypędzenia z Nieba przebywałem w Piekle w towarzystwie brudnych i nieokrzesanych demonów, więc nie miałem styczności z ludźmi, dlatego dumę odkładam na później i teraz zwracam się z tą szczególną prośbą do jedynej osoby, którą uznaję za godną mojej obecności i wartą uwagi, a także intelektem przewyższającą swój gatunek. 
Zielonooki wpatrywał się zdumiony w sylwetkę Lucyfera. Musiał przyznać, że mimo swego świeżo nabytego człowieczeństwa, Poranna Gwiazda potrafiła się odezwać.
– Nie wiem, czy mam uznać to za komplement, czy za kolejną obrazę ludzkiej rasy, ale wydaję mi się, że zasługujesz na podstawowe informacje o tym, co należy robić w danej sytuacji. – Sam uważnie dobierał słowa, nie chciał powiedzieć czegoś niestosownego. – Chodź ze mną, zrobię ci coś do jedzenia.
Lucyfer wypuścił powietrze nosem.
– Nie musisz mnie wyręczać. Wystarczy, że objaśnisz co mam wykonać.
– Okej. – Wysoki mężczyzna wzruszył ramionami.
Obaj ruszyli do kuchni. Sam zastanawiał się, czy uraził Diabła w jakiś sposób, gdy zaoferował pomoc w przyrządzeniu posiłku. Nie żeby mu to przeszkadzało, jego uczucia były mu całkowicie obojętne, ale nie chciał z nim wchodzić w najmniejsze konflikty.
– No dobrze, to jest lodówka. – Brunet wskazał dłonią wymieniony przedmiot. – Otwórz ją i wyciągnij to, na co masz ochotę.
Anioł niepewnie wyciągnął przed siebie rękę, chwycił specjalny uchwyt i pociągnął lekko w swoją stronę, tym samym ją otwierając.
Podczas gdy Lucyfer badał zawartość "metalowej puszki", Sam przyglądał mu się zaciekawiony.
Skoro archanioł opętał Nicka i, chcąc czy nie, znalazł się w jego umyśle, musiał podejrzeć co nieco czynności wykonywanych przez tego człowieka. Dlaczego więc blondyn nie miał pojęcia o najprostszych rzeczach takich jak głód, sen albo toaleta? Miał wgląd w pamięć i wspomnienia swojego naczynia, ale z nich nie korzystał. Dlaczego?
Sam uniósł brew widząc jakie to artefakty Lucyfer wyciąga z lodówki.
– Piwo? – łowca spytał zdziwiony. Niebieskooki wydał się być zbity z tropu.
– Jakkolwiek wy to nazywacie – stwierdził i zamknął drzwi lodówki.
– Lucyfer... – To słowo wypowiadane jego głosem zabrzmiało wyjątkowo niewłaściwie. – Na piwo jest jeszcze za wcześnie. Zacznijmy od czegoś prostszego. – Sam rozejrzał się po pomieszczeniu. – Co powiesz na kanapki? Razem z Deanem zbyt często tutaj nie jadamy, więc nie mamy jakichś wyszukanych artykułów spożywczych, ale zwykłe kanapki powinny ci wystarczyć.
Podczas swojego wykładu, Winchester zdążył wyciągnąć wszystkie potrzebne składniki. Anioł uważnie obserwował każdy jego ruch, notując mentalnie, jak się robi te całe kanapki.

Zapełniony przysmakami talerz wylądował na stole. Diabeł popatrzył zaciekawiony na posiłek i pociągnął mocno nosem, rejestrując dość interesujący zapach. Mimo iż normalnie odżywiał się i funkcjonował od ponad dwóch tygodni, wciąż większość rzeczy była dla niego intrygująca, nowa, niezrozumiała. Najbardziej denerwował go jego własny organizm, który reagował na niektóre czynniki automatycznie. Przyzwyczajanie się do czucia było dziwne.
Bo wcześniej jedynie doświadczał uczuć takich jak miłość, zazdrość, gniew i chęć zemsty. Z czego miłość już dawno wygasła, prawdopodobnie w momencie zesłania na wieczne potępienie. Na zemstę też nie miał co liczyć, choć nie tracił nadziei, w końcu był archaniołem, posiadał ogrom wiedzy z całego wszechświata, więc mógł co nieco pokombinować z zaklęciami. Zazdrość mieszała się z obrzydzeniem, które również stanowiło część gniewu. Gniew ten był skierowany nie tylko na Boga i Michała za upodlenie, odrzucenie, ale także na ludzi, bo to ich obarczał winą za swój upadek. Za swój pierwszy upadek.
– A teraz możesz jeść. – Męski głos wyrwał go z rozmyśleń.
– Dziękuję. – Łowca wzruszył ramionami. – Sam, naprawdę ci dziękuję. Zaufałeś mi na nowo...
– Nie zapędzaj się tak – przerwał mu. – Nie ufam ci, po prostu wierzę, że masz rozum i nie będziesz chciał mnie zabić, łamane na wykorzystać w jakimś niecnym celu czy coś.
Blondyn przewrócił oczami.
– I tak ci dziękuję. Nie możesz mi tego zabronić.
– Nie będę ci niczego zabraniał. No może za wyjątkiem jednego; nie zabijaj nikogo. – Winchester spojrzał na niego poważnie. – Chodzi mi o to, byś nie robił sobie nadziei, że zapomnę co przez ciebie wycierpiałem. Jesteś na mojej czarnej liście i nie wiem, czy kiedykolwiek z niej znikniesz.
– Rozumiem. – Na dosłownie kilkanaście sekund zapanowała cisza. – I nie kwestionuję twoich wyborów, ale... ale ja nigdy nie zrobiłem ci krzywdy. Chciałem dać ci prezent, chciałem ci podarować wszystko. Razem byliśmy idealni, uzupełnialiśmy się, dobrze wiesz o czym mówię... To ty postanowiłeś przerwać ten Azyl, chciałeś uratować świat. Znałem jednak prawdę błąkającą się w twym umyśle, wiem, że chciałeś także, by to trwało, lecz zdrowy rozsądek wygrał i to ty sam, z własnej woli wskoczyłeś do Klatki.
Brunet oddychał głośno czując krew gotującą się w żyłach.
– Więc teraz wychodzi na to, że to ja jestem sobie winien wizyty w Piekle? – spytał z niedowierzaniem.
– Po części. Ale przyznaj, wiedziałeś, co robisz, na co się piszesz – Lucyfer odpowiedział dyplomatycznie.
I tu miał rację.
Cholera.
Znowu.
Sam musiał przyznać, że anioł naprawdę potrafił mieszać w głowię.
– Nie jestem twoim wrogiem, Sammy. Nie zamierzam cię oszukiwać, zasługujesz na szczerość.
– Dzięki za łaskę – sarknął wyższy człowiek.
Niebieskooki westchnął i usiadł na jednym z krzeseł, po czym zerknął na kanapki. W tym momencie pomieszczenie wypełnił stłumiony dźwięk przypominający burzę. Mężczyźni spojrzeli na siebie, a gdy odgłos kolejny raz przerwał ciszę, Lucyfer chwycił się za brzuch i zaczął nienaturalnie zwijać.
Winchester zasłonił dłonią oczy i odwrócił się plecami w kierunku archanioła, by nie roześmiać mu się w twarz. Bezcenne doświadczenie.
– Lepiej już zjedz, bo będzie gorzej. – Sam zaśmiał się cicho.
– Wybacz. Nie wiedziałem, że jestem do tego zdolny.
Rogatemu było wstyd. Upokorzył się na oczach jedynej osoby, której nie darzył nienawiścią. I to tylko dlatego, bo był człowiekiem. Z pewnością stracił jego resztki szacunku, jeśli takowe jeszcze istniały.
– Nie musisz za to przepraszać, każdemu czasem burczy w brzuchu.
Albo i nie.
Ręka Lucyfera powędrowała do najbliższej znajdującej się kanapki. Chwycił ją delikatnie, wciąż nieprzyzwyczajony do rytuału spożywania, i ugryzł mały kawałek. Chwilę później błogość wstąpiła na jego twarz.
– Smakuje? – zaciekawił się Sam.
– Są zadowalające, dziękuję.
– Człowieku, nie musisz mi za wszystko dziękować.
Diabeł wzruszył tylko ramionami i powrócił do pałaszowania smakołyków.
Winchester zorientował się, że wcale nie chciał porzucić towarzystwa blondyna. Owszem, po dłuższej rozmowie niższy mężczyzna zaczynał być irytujący, jednak Sam odczuwał kuriozalną chęć spędzania z nim czasu, poznawania go, odkrywania jego nowego oblicza. Mając możliwość ucieczki do swojego pokoju, postanowił zostać w kuchni i usiąść przy jednym stole z Szatanem.
Zdaniem Sama, Lucyfer wyglądał komicznie. Może winna temu była wiedza, że to właśnie był potężny archanioł i ten potężny archanioł powoli przeżuwał jedzenie, a może po prostu za wszystko odpowiadały głupie miny, które stroił, gdy przełykał i sceptycznie spoglądał na otoczenie. Czasem wyglądem i zachowaniem przypominał duże dziecko. I było to zabawne.
– Mogę wiedzieć o czym myślisz? – spytał Rogacz, gdy skończył jeść.
– Ostatnio ciągle o tobie, co staje się wkurzające.
– A dokładnie? – naciskał.
Łowca westchnął nie będąc gotowym, by o tym rozmawiać. A jednocześnie był ciekaw.
– Ponoć ciekawość prowadzi do Piekła – sarknął pod nosem. Nie wiedział, czy do siebie, czy do Lucyfera. – No dobrze, skoro chcesz wiedzieć, interesuje mnie to, dlaczego nie korzystasz z pamięci swojego naczynia. Przecież jesteś w jego głowie, masz wstęp do całej zgromadzonej przez niego wiedzy o ludziach. To by ci znacznie ułatwiło wpasowanie się.
Gdyby tylko Sam wiedział, jak bardzo było to skomplikowane. Blondyn spuścił wzrok, teraz uparcie wpatrywał się w podłogę.
– Nie chciałem bliżej zapoznawać się z tym człowiekiem – wyjaśnił niespiesznie. – Nick był... uszkodzony.
– Co masz na myśli mówiąc "uszkodzony"? – Sam zabrał głos widząc, że był to jedyny argument Porannej Gwiazdy. – Był na coś chory?
– Uszkodzony mentalnie. Przepełniała go złość, co mi i moim planom akurat sprzyjało, ale był również zaślepiony, nie posiadał trzeźwego spojrzenia na świat.
– Byłbym wdzięczny, gdybyś wytłumaczył.
Chytry uśmieszek wykrzywił usta niebieskookiego. Przynajmniej brunet nie traktował go z dystansem.
– Widzisz, rodzinę Nicka zamordowano – powiedział jak gdyby nigdy nic. – Znalazł ich martwych w łóżkach splamionych krwią. Nawet będąc tylko w jego obecności, czułem tę masę uczuć, która przepływała przez jego duszę. One wręcz od niej biły, wypełniały pomieszczenie, trafiały do mej... łaski. – Sam z otwartymi ustami przyglądał się Lucyferowi pogrążonemu w dziwnym transie. Miał zamglone oczy i był niewiarygodnie... smutny. – Miłował swoją żonę i dziecko, uważał swoją rodzinę za szczęśliwą. A gdy mu ich odebrano, zaczął sobie zadawać pytania. Dlaczego oni? Dlaczego Bóg na to pozwolił? Chciał zemsty i sprawiedliwości. Chciał ukarać mordercę. I mógł to zrobić.
– Będąc twoim naczyniem – Sam dopowiedział.
– Oczywiście, dopóki moje wybrane naczynie nie wyraziłoby zgody na opętanie.
– Ale wtedy by zginął. Opuściłbyś jego ciało, a że ludzki organizm nie jest przyzwyczajony do pomieszczenia takich pokładów mocy, jak twoja łaska, umarłby – mruknął z wyrzutem.
– Nick pragnął pomścić rodzinę. Chciał naprawić i oczyścić zniszczoną przez człowieka Ziemię. Skoro to naprawdę był jego cel, powinien pogodzić się z myślą, że może nie przeżyć i, przede wszystkim, powinien chcieć, by ludzi spotkał los na jaki zasługują, nawet po jego śmierci.
Sam wpatrywał się w Lucyfera. Nie rozumiał poglądów archanioła, choć nie wątpił, że w pokręconej główce Porannej Gwiazdy to wszystko miało swój pokręcony sens.
– Ale to nie jest powód, przez który trzymasz się z dala od wspomnień swojego naczynia, prawda?
– Tak. Po pierwsze; nie jest on tobą. – Lucyfer zerknął wyzywająco na łowcę. – Po drugie; Nick długo przeżywał żałobę, pogrążył się w depresji, i jego codzienność stałą się... inna. To, co robił obecnie diametralnie różniło się od tego, co robił przed morderstwem. – Sam przytaknął, gdy zapanowała cisza. – Nie chciałem przybrać jego złych nawyków. Otaczały go butelki po piwie, zaniedbał dosłownie wszystko.
Winchester zaśmiał się, co wprawiło Lucyfera w zakłopotanie.
– Więc nie chciałeś być złym człowiekiem? – spytał zdumiony.
– Chciałem dowiedzieć się o ludziach więcej, jednak moje naczynie było zdewastowane. Nie rozumiem, co w tym śmiesznego.
– Nie chciałeś być złym człowiekiem, mimo że ich nienawidzisz. Nie uważasz, że to zabawne?
– W żadnym stopniu. – Uśmiech Sama pogłębił się. – Na początku nie potrzebowałem jego wiedzy, byłem aniołem i posiadałem swoją. Wciąż posiadam – poprawił się i oblizał dolną wargę. – Nie zakładałem wtedy, że w przyszłości stanę się jednym z was i że jego wiedza faktycznie mi się przyda.
– Chyba rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie, oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko.
– Śmiało, nie krępuj się. Doceniam każdą chwilę spędzoną na rozmowie z tobą.
– Fajnie – powiedział bez entuzjazmu. – Czy możesz teraz zajrzeć do umysłu Nicka?
– Nie. Nick już od dawna nie żyje. To znaczy jego dusza jest w Piekle od dłuższego czasu, a umysł stał się mój. Są w nim tylko moje wspomnienia. To skomplikowane – Lucyfer wyjaśnił Samowi, który najwidoczniej nie do końca zrozumiał.
– Troszeczkę.
– Moja kolej? – blondyn zapytał nagle.
– Słucham?
– Chciałbym wiedzieć, czy pomożesz mi w nauce człowieczeństwa?
– Nie jestem dobrym przykładem człowieka.
– Na pewno lepszym niż ja.
– Fakt.
Zapadła niezręczna cisza. W prawdzie, wszystkie cisze spędzone w towarzystwie Diabła były niezręczne.
– Sam... Nie jestem już aniołem, więc muszę stać się prawdziwym człowiekiem, ponieważ nie mogę w niewiedzy balansować pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Nie wiem dlaczego pozwoliliście mi żyć, ale skoro jestem zmuszony do egzystowania w tym marnym świecie, chcę to robić pożądnie. I chcę, byś dał mi szansę.
– A zapewnisz mnie, że nie pożałuję? – Pytanie opuściło usta łowcy zanim ten zorientował się jak błagalnie ono zabrzmiało.
Zupełnie, jakby mu zależało.
Sam zbeształ się mentalnie i swemu natrętnemu alter ego wytłumaczył, że zależało mu na tym, by oszczędzić sobie cierpień i zawodów. Wcale nie zależało mu na Lucyferze.
– Nie – rzekł po zastanowieniu. Winchester spodziewał się takiej odpowiedzi, lecz po cichu liczył na inną. – Co nie zmienia faktu, że postaram się nie zawieść twojego zaufania.
Sam nie wiedział co robić. Po prostu nie wiedział. Całe życie tkwił w przekonaniu, że Lucyfer był złym gościem, od małego wmawiano mu, że miejsce Diabła jest w Piekle. Ale, mimo wszystko, archanioł nie był aż tak zły, jak mu się wydawało. I te sprzeczności zbijały bruneta z tropu.
– Cas, jesteś skończonym idiotą! – usłyszeli krzyk Deana dobiegający z innej części bunkra.
Sam zaniepokojony wstał z krzesła i udał się do Głównego Pokoju. Sekundę później zobaczył swojego brata, który najwyraźniej był mocno zdenerwowany. Zaraz za nim kroczył równie podminowany Castiel.
– Tak, Dean, zrozumiałem. Nie chcę podważać twojego autorytetu, ale zrozumiałem to już za pierwszym razem – czarnowłosy wysyczał w odpowiedzi.
– I dobrze! Może w końcu dotrze do ciebie, że to poroniony pomysł i nie warto nawet myśleć o jego realizacji.
Gdy starszy łowca skończył wędrówkę po schodach, rzucił torbę z ubraniami na podłogę i szybkim krokiem skierował się do kuchni. Jęk niewyobrażalnej agonii wypełnił pomieszczenia. Piegowaty mężczyzna wrócił z jeszcze bardziej skwaszoną miną i butelką piwa w dłoni.
– Dlaczego on tam jest? – spytał Dean i odkręcił zakrętkę butelki, po czym pociągnął solidny łyk alkoholu. Jego młodszy brat domyślił się, że chodziło mu o Poranną Gwiazdę.
– Możecie mi wyjaśnić, co się tak w ogóle stało? – Sam zabrał głos.
– Tak. Pewnie. Cas ci wyjaśni.
Niebieskooki rzucił niższemu Winchesterowi posępne spojrzenie.
– Widziałem się dziś z Metatronem. Zaoferował mi współpracę, na którą zamierzam się zgodzić.
Dean zaśmiał się rozgoryczony, a Lucyfer uznał ten moment za odpowiedni, by zaszczycić resztę domowników swoją obecnością. Wszyscy, prócz jasnowłosego anioła, zaczęli na siebie krzyczeć. Lucyfer postanowił się nie wychylać i nie przerywać potoku słów wypływającego z ust pozostałej trójki mężczyzn wiedząc, że jeśli teraz się odezwie, fala złości zostanie skierowana prosto na niego. Więc w milczeniu obserwował zaistniałe zamieszanie. Do czasu.